środa, 26 sierpnia 2020

Wspomnienia i refleksje - 100 lecie LO

Juliusz Ulas Urbański

WSPOMNIENIA I REFLEKSJE

Leżajsk, 2012

Wspomnienia i refleksje byłego ucznia i absolwenta Gimnazjum i Liceum im. kr. Bolesława Chrobrego w Leżajsku w latach wrzesień 1944-czerwiec 1947 na okoliczność obchodów Stulecia powstania i istnienia w mieście pierwszej szkoły średniej Prywatnego Miejskiego Gimnazjum Realnego, dzisiaj w nowej siedzibie i pod nową nazwą Zespołu Szkół Licealnych.

                                          "Upływa szybko życie
                                                 Jak potok płynie czas ..."
Przypadające w 2012 roku Stulecie istnienia dziś pod nową nazwą i w nowej siedzibie byłego Gimnazjum i Liceum im. kr. Bolesława Chrobrego w Leżajsku to szczególna okazja do refleksji i wspomnień wszystkich, a wyjątkowo już nielicznych najstarszych jego wychowanków.
Szczególne są oczekiwania i nadzieje ewentualnych uczestników Stulecia na godną chwili formę jubileuszowych uroczystości. Po zachowanych w pamięciach wspomnieniach z byłych obchodów Siedemdziesięciolecia i Dziewięćdziesięciolecia z okolicznościową kompromitującą publikacją Księgi Jubileuszowej tylko daj Boże, aby było inaczej. 
Pierwsze publikacje, które ukazały się już na temat Stulecia winny poruszyć ambicje szczególnie Dyrekcji, ale też nauczycieli i wychowanków.
 W pamięciach wychowanków pozostały różne wspomnienia, moje są przyczyną do tego opracowania.
Jako codzienność traktujemy okolicznościowe koleżeńskie rocznicowe zjazdy absolwentów, ale już z należytym szacunkiem po półwieczu.
Nie zaszczyci jubileuszowych okolicznościowych uroczystości swą obecnością z uwagi na stan zdrowia najstarsza żyjąca absolwentka z 1936 roku Chmiel Władysława (Burkowa).
Był w wiekowej historii leżajskiej szkoły jeden okres bardzo ciekawy, niepowtarzalny, na miarę świetności, ale i wyrzeczeń, dlatego tym bardziej godny wspomnień. Nie zrozumieją tego młodzi i ci, którzy nie uczestniczyli w tym czasie w życiu szkoły zarówno jako nauczyciele lub uczniowie.
Jak dotychczas nikt nie opisał faktycznych okoliczności i zdarzeń, jakie dokonywały się po reaktywowaniu we wrześniu 1944 roku Leżajskiego Gimnazjum i Liceum. Bez niepotrzebnych sporów czy był to czas wyzwolenia czy sowieckiej okupacji stała się rzecz niezwykła. Uruchomiono szkołę i rozpoczęto naukę w czasie działań wojennych, w atmosferze brutalnego przemarszu przez miasto Armii Radzieckiej, na terenie przyfrontowych działań i powstającego nowego państwowego ustroju. Jeszcze do drugiej połowy stycznia 1945 tylko 75 km od miasta stał na Wiśle pod Sandomierzem front działań wojennych niemiecko-radzieckich.
Chciała zaistnieć i powstawała w niecodziennych warunkach nowa Władza. Z dnia na dzień rosła legenda ówczesnego lokalnego bohatera Zasania - Wołyniaka.
W sześć tygodni po zakończonej pięcioletniej niemieckiej okupacji (24.07-1.09.1944) z inicjatywy lokalnej społeczności, a szczególnie nauczycielstwa reaktywowano prawie normalne zajęcia szkolne z przedwojennym programem nauczania. Podstawowym też ważnym powodem była konieczność znalezienia pracy dla 25 pedagogów, ale i pracowników administracji tj. sekretarki, bibliotekarza, tercjana i woźnego. To 27 osób w 5500. miasteczku bez jakiegokolwiek znaczącego zakładu pracy.
Od pierwszych dni roku szkolnego lokalne i w najbliższej okolicy zdarzenia prognozowały, że nadchodziły dla miasta i jego mieszkańców bardzo trudne czasy. Z tej przyczyny nie były obojętne dla uczniów najstarszych klas licealnych i tych, którzy z racji opóźnień wiekowych spowodowanych okupacją byli już integralną częścią dorosłego społeczeństwa. Jak się później okazało, jeszcze przez dwa lata mieli być świadkami i uczestnikami zdarzeń zwanych umownie - leżajskich lokalnych, powojennych niepokojów.
Każda pamięć o tamtych czasach jest inna, każdy miał już własne doświadczenie życiowe, każdy próbował układać sobie od nowa swoje życie. Wielu nie miało nic wspólnego z wyzwoleniem, dla wielu było normalnością, dla wszystkich nadzieją.
Co było powodem, że w czasie działań wojennych, w przyfrontowym mieście zaistniała i pozostała tak pozytywna ocena szkoły. Dlaczego właśnie ten okres był taki szczególny, godny wspomnień i pamięci. Mogło to stać się za przyczyną nigdy nie zapomnianych, wspaniałych pedagogów, którzy w czasie wojny znaleźli się w Leżajsku i zostali nauczycielami i wychowawcami otwartej szkoły. Przyjaźni, życzliwi, bezpośredni, a jednocześnie wymagający. Z olbrzymią wiedzą zawodową sprostali trudnym zadaniom edukacji młodzieży z psychicznym balastem pięcioletniej okupacji. Praktycznie bez podręczników, pomocy naukowych, w prowizorycznie urządzonych salach lekcyjnych, z młodzieżą siedzącą na kołyszących się ławkach i stołach zbijanych gwoździami potrafili z chwalebnym skutkiem przygotować ich do pracy zawodowej lub studiów, dając będącemu w potrzebie krajowi doskonałe kadry fachowców.
Społeczność uczniowska stanowiła młodzież nawet z pięcioletnim koedukacyjnym opóźnieniem, wyrosła w tak bardzo różniących się czasach.
II Rzeczpospolita, okupacja niemiecka, z repertuarem tragicznych osobistych przeżyć, szykan i represji.
W początkach nowego ustroju budowanego jeszcze przez dziewięć miesięcy tj. do zakończenia wojny w dniu 8 maja 1945 roku w bardzo trudnych kilku lat leżajskich niepokojów.

Do styczniowej radzieckiej ofensywy w 1945 towarzyszyły zajęciom szkolnym nawet czasem przy sprzyjających warunkach pogodowych słyszalne wybuchy bomb lotniczych i dział stojącego na Wiśle frontu. Na całej szerokości wschodniego frontu prawie każdej nocy łuny pożarów zasańskich wsi napawały trwogą wszystkich tych, którzy mieli tam swoje domy, rodziny i znajomych. Powstawanie nowej władzy w wewnętrznym zbrojnym konflikcie pełne było tragicznych zdarzeń. Gwałt, przemoc, ofiary ludzkich istnień w niecodzienności pseudouczniowskiego życia nie były obojętne dla całej uczniowskiej społeczności. Na swoistą atmosferę tamtych lat miały wpływ przeżycia uczestników czasem nawet z przejawami beztroskiej młodości.
Wśród najmłodszych uczniów czternastolatków znaleźli się byli partyzanci, junacy Baudienstu, pracownicy z konieczności lub przymusu różnych firm okupacyjnych nie akceptujący powstawania nowej rzeczywistości, ale i zauroczeni nową wizją przyszłości.
Nie brakło pod stałą kuratelą rodziców maminych córeczek i synków nie pasujących do chwili i otoczenia.. Zaangażowanie, chęci i zapał pozwalały na pokonania wszelkich trudności i sytuacji wydawających się często bez wyjścia. To wszystko mogło mieć jedynie miejsce wśród nigdy nie zapomnianych wspaniałych wychowawców: ks. Jana Dudziaka, Stefanii Piotrowskiej, Władysława Klimka, Władysława Leśniakowskiego, Stanisława Iwanowicza czy Kazimierza Baja.
Absolwenci w 1947 roku praktycznie zamknęli pookupacyjne zaległości edukacyjne młodzieży gimnazjalnej. W późniejszych latach pozostała w szkole młodzież, dla której jedynym problemem była już tylko normalna nauka.
Wspomnienia uchronią od zapomnienia opisane zdarzenia i sytuacje, które stały się dziejami szkoły. Ich niecodzienność pozwala przypuszczać, że w tej formie powtórki z historii już nigdy nie będzie.
Wystarczyły na klasę dwa lub trzy przedmiotowe  podręczniki marne zalewające zeszyty często zastępowane makulaturą po okupacyjnych kontyngentowych drukach, ręcznie malowane mapy i nieliczne zaczytane strony obowiązujących szkolnych lektur.
Jaką noszono garderobę i obuwie.
Większość z międzywojennych rodzinnych zapasów uzupełniono częściami polskiego i niemieckiego żołnierskiego umundurowania. Zawsze budziły zachwyt i były marzeniem - buty z cholewami. Powojenna moda bez sezonowych zmian ze swoistym wdziękiem szanowała cery i łaty.
Na przerwach międzylekcyjnych najczęściej posilano się chlebem ze serem, jajkami na twardo, rzadko pachniało czosnkową kiełbasą lub czujną słoniną.
Na przerwach wśród młodszych roczników często rozmawiano używając gwary. Na pierwszej wywiadówce ku zaskoczeniu opiekuna klasowego zjawił się rodzic półanalfabeta. Koniecznością stało się usankcjonowanie przez Dyrekcję szkoły oficjalnej uczniowskiej palarni papierosów zwanej ciukiciarnią. Za pisemnym przyzwoleniem rodziców na przerwach zaciągano się skrętami z samosiejki, partyzanckim później nawet Camelami z unrowskich darowizn.
Pierwsze Dni Oświaty 2 maja 1945 obchodzono w formie wagarów prawie całej szkoły. Pomimo prawdziwej kulturalnej zabawy na Bagienku w Klasztornym Lesie nazajutrz reprymendy ze strony Dyrekcji było wiele, bo Władze w politycznym widzie bardzo krytycznie i podejrzliwie oceniły uczniowskie wybryki.
Z repertuaru wisielczych uczniowskich kawałów zbulwersował całe społeczeństwo, a szczególnie Dyrekcję szkoły nekrolog wychowanka Franciszka Muskusa z fragmentem tekstu - zmarł tragicznie w podróży za szpurtowym ubraniem. Czasowa nieobecność ucznia w klasie, wystarczyła aby zakpić ze szkolnego Casanowy chwalącego się chęcią kupna modnego wówczas ubrania.
Na organizowanym systematycznie corocznie klasowych rocznicowych zjazdach spotykają się koleżanki i koledzy. Jak różne i przedziwne były i są ich życiowe drogi. Znani lub zupełnie nieznani, zagubieni w ludzkim tłumie. Jeżdżący, wożeni i depczący piechotą. Z tytułami, stanowiskami lub bez nich. Wyżej lub niżej na drabinie społecznej hierarchii. Butni, pyszni i normalni ludzcy na co dzień i dla wszystkich. Z kontami lub bez kont nawet polskich złotówek. Przepychający się przez życie wiedzą, pracą, stosunkami, układami, księża i polityczni kacykowie, z rożnym uczuciem do dawnych lat i tak różnie oceniani przez rówieśników, kolegów, a szczególnie przez społeczeństwo.

W pierwszą niedzielę sierpnia 1944 roku w ogłoszeniach parafialnych ks. Józef Gorczyca zapowiedział o rychłym rozpoczęciu zajęć w nowym roku szkolnym miejscowego Gimnazjum. Odwiedziłem z kolegami byłe gimnazjum, zastana sytuacja nie pozwalała na pozytywną ocenę, pootwierane budynki, gruz, śmiecie w izbach, klatki po królikach. W prawym skrzydle czynna była przyfrontowa odwszalnia Armii Radzieckiej. Obok na dziedzińcu na drewnianych kozłach z żerdzi o specyficznym zapachu suszyły się żołnierskie szynele i gimnaściorki.
Dużo czasu spędziliśmy z sąsiadem i kolegą Edkiem Świeżawskim siedząc na zimnej skarpie przed domem jego wuja przyszłego profesora Edwarda Serafina. Pasjami obserwowaliśmy jadące bez przerwy w kierunku Łańcuta oddziały radzieckie. Komentarzy zawsze było wiele, bo bardzo różnili się od poprzednio jadących żołnierzy niemieckich. Namiętnie paliliśmy skręty z tytoniu kupowanego na wagę u Rudzia Charysza. Do zajmowanej przez niego izby służącej za mieszkanie dla całej rodziny wchodziło się bezpośrednio z ulicznego chodnika. W takich i jeszcze gorszych warunkach mieszkały całe rodziny nawet z maleńkimi dziećmi wysiedlone ze Wschodu.
Na tydzień przed rozpoczęciem nauki odwiedziliśmy znowu budynki przyszłego gimnazjum.
- Jak do szkoły to tam do kancelarii - poinformował nas przyszły tercjan Jan Omiatacz. Zrobił na nas wspaniałe wrażenie. Myśleliśmy, że poznaliśmy jednego z przyszłych profesorów. Tercjan Jan Omiatacz był uosobieniem powagi, autorytetu i dobroci. Później cały czas pobytu w szkole, aż do matury darzyliśmy go wielką sympatią. Kto z dotychczas piszących pamiętał o pierwszej sekretarce Stanisławie Opioła czy woźnym Piotrze Kulpie.
W ostatnich dniach sierpnia 1944 roku, przy obiedzie, mój ojciec powiadomił domowników, że przychylił się do prośby leżajskiego proboszcza ks. Józefa Gorczycy i użyczył w naszym domu bezpłatnie mieszkania przyszłemu gimnazjalnemu katechecie. Rozmawiał już z nim na ten temat na probostwie. Nieznany nam przyszły ksiądz katecheta miał przyjechać do nas na dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Wieczorem wasążkiem, z Woli Zarczyckiej przyjechał ks. Jan Dudziak. Całym jego bagażem była poduszka owinięta kocem i niewielkie kartonowe pudło. Większą wyprawę przywiózł Jego siostrzeniec Miecio Czudak, który miał mieszkać razem ze mną i chodzić do gimnazjum o klasę niżej. Nie było czasu na bliższe poznanie i pogaduszki. Ujek tj. ks. Dudziak wnet zarządził spanie przed jutrzejszym rozpoczęciem roku szkolnego. Miecio zły, klnąc cicho pod nosem poszedł spać, ja jeszcze do kolegów na ulicę. To wymuszone działanie, sen na komendę było zapowiedzią, że czeka mnie ciężki, ale ciekawy żywot w domu i szkole pod dodatkową kuratelą ks. Dudziaka.
Mieszkał u moich rodziców do czasu zorganizowania i uruchomienia Bursy gimnazjalnej, do września 1945 roku, której został kierownikiem.
Prawie codziennie wieczorami, do późnych godzin nocnych, czasami do wypalenia nafty w lampie prowadził z moim ojcem wielotematyczne dyskusje. Przez uchylone drzwi docierały do mnie fragmenty bardzo ciekawych treści rozmów. To było powodem, że dużo wiedziałem o szkole, układach, uczniach, a szczególnie o polityce i sytuacji w mieście i okolicy. Przynajmniej raz w tygodniu, pod pozorem pomocy w przyswajaniu szkolnej wiedzy byłem wołany do mieszkania ks. Dudziaka. Tam po kilkuminutowych zdawkowych jego pytaniach i moich odpowiedziach rozpoczynała się właściwa rozmowa zupełnie nie o nauce. Ja uczestnicząc osobiście z ciekawości w wielu wizjach lokalnych zdarzeń mogłem mu przekazać na ten temat wiele informacji. Szczególny był luty 1945 roku po wymordowaniu w mieście Rusinów- Ukraińców i Żydów. Prawie nie miałem wśród kolegów partnerów wśród ewentualnych na ten temat dyskusji. Nie zawsze jest prawdą to co na temat tych zdarzeń napisano. Dzisiaj często powracam pamięcią do tych pozyskanych informacji będących już tragiczną historią.
Żaden z byłych wychowanków nigdy nie zapomni o wyróżniającym się wśród grona profesorskiego wybitnym pedagogu, jedynym prawdziwym przyjacielu młodzieży w tak ciekawych i trudnych do przeżycia czasach.
Ks. Jan Dudziak - konspiracyjny pseudonim "Sardos" (1894-1959) pochodził z Woli Zarczyckiej. Był kapłanem o nieprzeciętnej pobożności, ascetą, kaznodzieją, człowiekiem, który zawsze dobro innych przedkładał nad własne. Nigdy niczego nie posiadał, wszystko oddawał potrzebującym. Było ich wśród szkolnej młodzieży wielu. W czasie wojny i okupacji był członkiem i olbrzymim autorytetem dla działaczy NOW-AK w Woli Zarczyckiej, kapelanem i kierownikiem miejscowego tajnego nauczania.
Pracując w Leżajskiej Wytwórni Tytoniu Przemysłowego, dzięki dyskretnemu przyzwoleniu ówczesnego jej Dyrektora Tadeusza Podrackiego mogłem zorganizować wyjazd samochodem do Woli Zarczyckiej na pogrzeb ks. Jana Dudziaka w dniu 8 czerwca 1959 roku. Skorzystali z tego wszyscy wychowankowie ks. Dudziaka mieszkający w Leżajsku. Okolicznościowa fotografia z fragmentu konduktu pogrzebowego była powodem późniejszych moich kłopotów z miejscową polityczną Władzą.
Na zdjęciu z wieńcami: Helena Kmieć Halewska, Helena Tyczyńska Nowicka, Łucja Pawul Stefańska, Juliusz Urbański, Danuta Błaszczyna Kiełbowicz i inni nie rozpoznani.

Na rozpoczęciu roku szkolnego 1944 była tylko msza w Farze odprawiona przez ks. Dudziaka. Później, kiedy zbieraliśmy się na dziedzińcu gimnazjalnym obok ul. Mickiewicza w kierunku Niska przejechała dość liczna jednostka czołgów radzieckich.

Na dziedzińcu gimnazjalnym zebrało się bardzo różne wiekowo towarzystwo. Była bardzo liczna grupa tej prawdziwej młodzieży, dwie grupy starsze jedna prawie dojrzałych i grupa wyraźnie przejrzałych, co widać było po wyglądzie i zachowaniu. Wśród nich był mój kuzyn były lwowianin Staszek Szczęk, jedyny w kapeluszu na głowie. Dołączyłem do tej grupy prawie dojrzałych, wnet okazało się, że trafiłem dobrze. Do każdej z takiej grupy przychodzili różni profesorowie i z list wyczytywali nazwiska uczniów poszczególnych klas. Moje nazwisko wśród maleńkiej grupy wyczytała nazwiska prof. Irena Zawilska. I tak stałem się uczniem normalnej IV klasy gimnazjalnej. Tak nazywano klasy z dziesięciomiesięcznym okresem nauczania. Profesor Zawilska po wyczytaniu zaledwie kilku nazwisk powiedziała
- dzień dobry, wszyscy jesteście uczniami normalnej IV klasy gimnazjalnej, proszę za mną.
Tak nas przywitała i tak poznałem swoją pierwszą wychowawczynię. Weszliśmy do prawego skrzydła budynku byłego dworku starościńskiego siedziby gimnazjum. Wszystkie ściany korytarza obstawione były pociętymi na wymiary stołów i ławek półsurowymi deskami. Pod ścianami leżały sterty strużyn stolarskich. Pachniało jak w hali gatrów w tartaku.

Jeszcze do końca grudnia dwóch stolarzy Ludwik Kuczek i Jan Woźniak robili stoły i ławki zbijane tylko gwoździami. To oni praktycznie umożliwili uczniom korzystanie z wykładów na lekcjach.
W tej scenerii nasza klasa. Małe wąskie pomieszczenie, w nim trzy przedwojenne ławki szkolne pachnące trochę niedomytym Korzeńcem, stolik, krzesło dla nauczyciela. Bardzo przykre wrażenie robił stojący rachityczny krzywy kaflowy piec, puste ściany bez godła i krzyża.

Było nas siedmioro: Betka Antonika, Baran Wiesław, Szwaja Henryk, Piziak Bogdan, Poliwka Józef, Skowronek Stanisław i ja Urbański Juliusz.
Za sąsiadów mieliśmy czteroosobową normalną I – licealną: Dec Zygmunt, Dolny Janusz, Maleszy Leokadia i Żmudziński Krzysztof.
W głównym budynku znalazła pomieszczenie normalna III klasa gimnazjalna: Dolna Danuta, Kmiotek Krystyna, Kijowska Barbara, Tołpa Maria, Bartuś Aniela, Jakubiec Danuta, Dubiel Jagienka, Eustachiewicz Anna, Stąpor Józef Zbigniew, Burda Adam i Czudak Mieczysław.
Stan liczebny uczniów klas normalnych w roku szkolnym 1944/45 jest jednoznaczną oceną i potwierdzeniem w jakim zakresie w czasie okupacji było na leżajszczyźnie zorganizowane tajne nauczanie.
Wszyscy autorzy publikacji na temat tajnego nauczania na szczeblu gimnazjalnym nie z niewiedzy, ale celowo przemilczają sprawy związane z odpłatnością. Około 80% uczniów klas normalnych w roku szkolnym 1944/45 to młodzież, która korzystała z płatnych lekcji tajnego nauczania. Moi rodzice, aby uregulować należności za udzielane mi lekcje zmuszeni zostali w maju 1844 roku do sprzedaży wagi szalkowej. W domu rodzinnym nie było głodno ani chłodno, ale było ciężko.

Niecodzienne zdarzenia w mieście i okolicy równocześnie absorbowały społeczeństwo i młodzież przeszkadzając normalnym zajęciom szkolnym.

W kilka dni po rozpoczęciu nauki trudno było nie zauważyć, że społeczność szkolna to cztery różniące się między sobą organizmy. Pierwszy to Dyrekcja, oficjalnie urzędowo chcąca na siłę reaktywować szkołę na podobieństwo przedwojennego wzorca, nie biorąc chyba pod uwagę wieku uczniów. Druga to pragmatyczna grupa, dorosłych uczniów, która chciała tylko w najprostszy i bezkonfliktowy sposób zdać maturę. Trzecia to młodzież w opozycji do powstającej nowej władzy. Czwarta to najmłodsi czternastolatkowi i wszyscy pozostali obojętni do istniejących zdarzeń i sytuacji.

W roku szkolnym 1944/45 w normalnej IV gimnazjalnej, w roku 1945/46 w normalnej I licealnej byliśmy nietypowymi kilkuosobowymi klasami. To powodowało specyficzny sposób prowadzenia lekcji, stałego przepytywania, bardzo bliskiego kontaktu z nauczycielami, co miało olbrzymi wpływ na wyniki nauczania. Normalną 36-osobową klasą przedmaturalną zostaliśmy dopiero w roku szkolnym 1946/47.

12 stycznia 1945 roku ruszył na zachód stojący od lipca ub. roku na przyczółku sandomierskim front niemiecko-radziecki. Jeszcze przez wiele nocy przejeżdżały przez miasto formacje Armii Radzieckiej. W ostatnich dniach stycznia wyjechała z miasta Radziecka Wojenna Komenda Miasta z towarzyszącą jej placówką NKWD. Zniknął stojący lub siedzący prawie codziennie na schodkach kamienicy Bauerów na przeciwko Gimnazjum żołnierz, funkcjonariusz NKWD obserwujący wchodzącą i wychodzącą młodzież. W kilka dni po Konferencji Jałtańskiej (4-11.02.1945) nauczycielka historii w naszej klasie Hebak Janina, korzystając na wykładzie z artykułu prasowego gazety Wolność zakończyła lekcję słowami:
- zapamiętajcie sobie to nasi zachodni przyjaciele zdradzili nas po raz drugi.

Miasto żyło w atmosferze panicznego strachu. Tylko w lutym 1945 roku, w różnych okolicznościach i różni sprawcy zamordowali: 12 Polaków, 25 Rusinów-Ukraińców, 12 Żydów i 2 żołnierzy sowieckich, rzekomo dezerterów NKWD.



Czy liczne morderstwa lub jakie inne okoliczności były powodem, że też w lutym wznowił działalność Rzeszowski Okręg Stronnictwa Narodowego. Ówczesny jego komendant Marecki Kazimierz (1910-1999) ps. „Żmuda”, „Tadeusz” mianował na komendanta obwodu Narodowej Organizacji Wojskowej Łańcut leżajszczanina Więcława Ludwika nadając mu pseudonim „Zenon”. Najbliższymi jego współpracownikami zostali: komendant placówki Leżajska Tryczyński Zdzisław ps. Orion i łącznik sztabowy Stocki Kazimierz ps. Jacek.

W kilka dni po tym „Zenon” polecił „Orionowi”, aby na terenie leżajskiego Gimnazjum z ówczesnych byłych członków okupacyjnej NOW zorganizować drużynę żandarmerii wojskowej nazywaną później w różnych dokumentach drużyną młodych studentów.

W założeniach celem zorganizowanej drużyny żandarmerii wojskowej wg relacji jej pierwszego komendanta Białkowskiego Stanisława ps. Tomek było:
- utrzymanie ładu i porządku w szeregach organizacji
- zabezpieczenie organizowanych spotkań i zebrań
- wyłapywanie osobników podszywających się pod organizację i dokonujących morderstw, rabunków i kradzieży
- konfiskata nielegalnie posiadanej broni
- wspomaganie w razie potrzeby bojowej drużyny NOW Nera Emila ps. Narcyz

Dzięki możliwości posiadania kserokopii dokumentów:
- protokołu przesłuchania przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego
- protokołów postanowienia Najwyższego Sądu Wojskowego
- protokołów postanowienia Sądu Wojewódzkiego II Wydział Karny
- opisu kart z archiwum Inspektoratu NOW w Leżajsku
- relacji Białkowskiego Stanisława ps. Tomek
- relacji Buszty Józefa z przejęcia przez PUBP nielegalnie zmagazynowanej broni w skrytce budynku gospodarczego Bursy Gimnazjalnej
- własnych wspomnień

Bezspornie ustalono, że w lutym 1945 roku Białkowski Stanisław i Oleszkiewicz Marian z klasowych kolegów zorganizowali drużynę żandarmerii wojskowej, której członkami byli:
Białkowski Stanisław ps. Tomek, Oleszkiewicz Marian ps. Lot, Stąpor Henryk ps. Łapa, Stąpor Roman ps. Wrzos, Błaszkowicz Jan ps. Dąb, Dec Tadeusz ps. Grom, Dec Wiktor ps. Orkan, Maryńczak Lesław ps. Barski, Dublaga Henryk ps. Lasota, Jędrzejowski Jan ps. Jemioła oraz inni, których z powodu braku dowodów potwierdzających ich działalność nie wymieniam. Członkowie żandarmerii wojskowej w zeznaniach przed funkcjonariuszami WUHP z premedytacją nazywali się drużyną młodych studentów dla złagodzenia skojarzeń z pospolitym wizerunkiem żandarma. Dowodami działalności drużyny żandarmerii są cytowane z dokumentów fragmenty"
- w jesieni 1945 r. dostałem polecenie od „Śląskiego”, aby wezwać drużynę „Narcyza” (Ner Emil) i młodych studentów, których zwierzchnikiem był Białkowski Stanisław pseuda nie pamiętam i z nimi miałem przeprowadzić łapankę złodziei dewastujących lasy w okolicach Malenisk.

… napad na magazyny Spółdzielni, skąd zabrano większą ilość zboża. W napadzie brała udział drużyna „Narcyza” i młodych studentów

- drużynie studentów poleciłem przejść na szosę Leżajsk – Sokołów i tam w okolicy gajówki Deca urządzić zasadzkę w celu złapania bandytów, którzy tam urządzili napady rabunkowe

- w listopadzie drużyna studentów użyta była przeze mnie na polecenie „Śląskiego” do aresztowania Idzika Stanisława i Wlazły imienia nie pamiętam, jako podejrzanych o popełnienie morderstwa na osobie Karasińskiego Bronisława. W krótkim czasie po tym na polecenie „Śląskiego” – „Tada” z oddziału Wołyniaka aresztował na terenie wsi Giedlarowa Dzioba, imię nie jest mi znane, podejrzanego o zabójstwo Gduli Edwarda.

- prawdopodobnie 19.01.1946 r. ja wraz z „Metalem” i Stąporem Romanem pseudonimu nie pamiętam mieliśmy przypilnować, aby tytoń nie został rozkradziony.

- … wziął konia od brata i przewiózł broń od Błaszkowicza Jana do Skóry Jana.

W roku szkolnym 1945-46 do trzech maturalnych klas uczęszczało prawie stu wychowanków. Jedna z tych klas nie z przypadku nazywana była partyzancką. Przypuszczam, że dobór uczniów nie był przypadkowy, wiedzieli sąsiedzi, jak kto siedzi.
W tej klasie już w przedmaturalnej atmosferze w dniu 29 kwietnia 1946 roku PUHP w Łańcuta aresztuje jednego z uczniów Dublagę Henryka. W miesiąc po maturze jego klasowych kolegów Dublaga Henryk w dniu 18 lipca 1946 roku wyrokiem Wojewódzkiego Sądu w Rzeszowie skazany został na 8 lat więzienia. Cytat z uzasadnienia wyroku:
- próba obalenia przemocą demokratycznego ustroju Państwa Polskiego.
Natychmiast po aresztowaniu Dublagi Henryka prawdopodobnie poczuwały się do winy jego klasowi koledzy zagrożeni aresztowaniem opuszczają Gimnazjum i wyjeżdżają z Leżajska. Jan Błaszkowicz i Stanisław Białkowski wyjechali do Lęborka. Tam w Liceum im. Stefana Żeromskiego Dyrektorem był Stanisław Iwanowicz były profesor leżajskiego Liceum, który umożliwił im zdanie matury już  19 czerwca 1946 roku, znając doskonale sytuację i okoliczności. 
Nie ustalono, gdzie wyjechali i zdali egzamin dojrzałości też w roku 1946 następni uczniowie - Dec Tadeusz i Dec Wiktor.
Nie otrzymałem odpowiedzi na korespondencję wysłaną do rodziny Deca Tadeusza. Szanuję decyzję i prywatność, ale wiem jaka mogła być przyczyna braku odpowiedzi.
Dzięki ogłoszeniu przez ówczesne  Władze pierwszej amnestii postanowieniem Wojskowego Prokuratora w Rzeszowie z 13 marca 1947 roku Henryk Dublaga skorzystał z dobrodziejstwa państwa i został zwolniony z więzienia w Rzeszowie. Już w czerwcu, jako jedyny ekstern w historii szkoły zdał egzamin dojrzałości w mojej grupie absolwentów. Z uwagi na zaistniałe później okoliczności warto przypomnieć o dalszych tragicznych życiowych losach Dublagi Henryka. 
28 maja 1949 roku o godz. 6 rano w okolicy Śnieżki koło Karpacza został zatrzymany i przekazany władzom WPHP w Rzeszowie przy próbie  nielegalnego przekroczenia granicy państwowej. Przewieziony do Rzeszowa wyrokiem Wojskowego Sądy Rejonowego w dniu 24 czerwca 1950 roku skazany został na łączną karę 15 lat więzienia, utratę praw publicznych i obywatelskich, praw honorowych i przepadek mienia. 
Wśród dziesięciu różnej treści jego oskarżeń są dwa, które zmuszają do powrotu do wspomnień o leżajskim liceum.
Pozwalam sobie zacytować je z aktu oskarżenia"
- do drugiej połowy marca 1947 roku w komórce należącej do Bursy Gimnazjalnej w Leżajsku przechowywał bez zezwolenia władz znaczne ilości broni palnej, amunicji i innych urządzeń bojowych
- w marcu 1945 roku w Sarzynie pow. Łańcut działając w drużynie studentów Związku NOW brał udział w zaborze przy użyciu przemocy karabinu Mauser na szkodę nieustalonego gospodarza (członek PPR).
Nie ustalono w jakich okolicznościach choroba, amnestia itp. Dublaga Henryk został warunkowo zwolniony z więzienia w Rawiczu 13 lipca 1954 roku. Nie powiodły mu się próby kontynuowania studiów na Uniwersytecie w Poznaniu.
Zdarzenia przejęcia i konfiskaty broni na terenie Bursy gimnazjalnej doskonale pamięta i zrelacjonował żyjący świadek Buszta Józef.
Byłem jednym z mieszkańców Bursy, której kierownikiem i wychowawcą w tym czasie był ks. Jan Dudziak. Pewnego dnia rano obudzeni zostaliśmy odwiedzinami kilkunastu funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, w szczególności zainteresowanymi drewnianą szopą- drewutnią stojącą na obejściu. Nie znam ich rozmów z księdzem Dudziakiem. W dalszych czynnościach funkcjonariusze po oderwaniu kilku desek ze ściany szopy, ze schowka w podwójnej ścianie wyciągnęli różnego rodzaju broń i inne przedmioty, układając to wszystko na trawniku w pobliżu otworu w ścianie. Przy rozłożonej w formie ekspozycji znalezionej broni ustawili krzesło i kazali na nim usiąść ks. Dudziakowi, dokumentując to zdarzenie zdjęciami. Jedna z tych fotografii wg. informacji Janusza Dolnego z wiadomości uzyskanej od siostry Dublagi - Marii miała być dowodem rzeczowym na rozprawie Henryka w dniu 24 czerwca 1956 roku.
Ostatnio, zupełnie przypadkowo wspominaliśmy nasz pobyt w Liceum z klasowym kolegą Henryka Dublagi Janem Kuprasem.
Ku memu całkowitemu zaskoczeniu opowiedział mi zupełnie nieznane zdarzenie z magazynem broni w Bursie gimnazjalnej.

W tamtych latach mieszkańcami Bursy byli też jego koledzy klasowi - Emilian Ozimek i Kazimierz Markocki. Zupełnie przypadkowo odkryli schowek z bronią. W tym czasie było wielu chętnych nabycia broni, której poszukiwano celem obrony przed codziennymi rabunkami i kradzieżami. Jednej nocy postanowili uszczuplić dość zasobny magazyn z bronią o jeden niemiecki pistolet maszynowy MP. Wnet znaleźli kupca, a dość poważna gotówka zasiliła puste kieszenie uczniowskie. (Jesień 1945 lub wiosna 1946).

Dzięki możliwości korzystania z kserokopii opisu dokumentów z archiwum Inspektoratu NOW w Leżajsku można uzupełnić wiedzę o drużynie młodych studentów. Wszystkie opisy sygnowane są własnoręcznym podpisem Ludwika Więcława.
 Cytaty:
- Zawiera spis ewidencyjny członków organizacji NOW na terenie pow. Łańcut. Są to "Lasota" tj. Dublaga Henryk zam. w Leżajsku, Al. Klasztorna (Bursa) matka jego jest gospodynią bursy. Posiadał on broń lecz nie przypominam sobie jaką i czy do dnia dzisiejszego posiada tego też nie mogę powiedzieć. "Bil" imienia i nazwiska nie znam, uczeń 1 lub 2 klasy licealnej, członek organizacji NOW w placówce Nera Emila zam. w Leżajsku. Wyjechał do wyższych szkół. "Burza" imienia i nazwiska nie znam, lat około 20, uczeń 2 klasy licealnej, ostatnio wyjechał na wyższe studia. "Barski" Maryńczak Leszek członek NOW drużyna "Lota". Wiadomo mi, że posiadał broń tj. pistolet kaliber 9 mm. "Jemioła" tj. Jędrzejowski Jan czy posiadał broń tego nie wiem. Obaj zamieszkiwali w Leżajsku, jeden z nich "Barski" przy ul. Sanowej, zaś drugi Jędrzejowski przy ul. Ogrodowej. 
(k. 165)
- Jest to pokwitowanie na 4500 zł pobranych z Komendy Powiatu przez "Groma" tj. Deca Tadeusza zam. ul. Siedlanka. Pieniądze te były pobrane 2 marca 1945 roku na zakup broni dla organizacji, w tym przypadku dla jego drużyny. Nazwa "Łuczywo" jest to kryptonim Komendy Powiatu Łańcuckiego od stycznia do września 1945.
(k. 309)
- Jest to pokwitowanie pisane przez "Tomka" tj. Białkowskiego Stanisława na 1000 zł, które pobrał z Komendy Powiatu w dn. 12 lutego 1945 roku.
(k. 311)
- Przedstawia pokwitowanie odbioru 1300 zł pobranych ode mnie przez Stąpora Romana ps. Wrzos w grudniu 1945 roku. Był mianowanym drużynowym żandarmerii mającej za zadanie utrzymanie ładu i porządku w szeregach własnej organizacji przy placówce Leżajsk.
(k. 351)
- Jest to pismo pisane przeze mnie i podpisane "Kłos" w dniu 19 kwietnia 1946 roku do Dyrektora Gimnazjum w Leżajsku Ob. Gduli Stanisława, w którym zwracam się do niego o wydanie dla potrzeb organizacji powielacza przesyłając mu w załączniku 2750 zł , jako kwotę, którą za ten powielacz rzekomo miał nabyć w sklepie komisowym Józefa Sokala. Pismo to przesłałem za pośrednictwem "Sylwestra" lecz w/w nie zgodził się na wydanie tego powielacza. O działalności jego na korzyść naszej organizacji nie jest mi wcale wiadomo.
(k. 644)
- List pisany do mnie jako Komendanta Inspektoratu "Hanka" w dn. 12.01.46. przez członków placówki szkolnej w gimnazjum w Leżajsku, którzy byli wciągnięci do organizacji NOW przez "Oriona". W liście tym uskarżają się na złe traktowanie ich przeze mnie, ponieważ w tym czasie wydaliłem ich z organizacji za pijaństwo. Jest mi wiadomo, że wyjechali na studia na inne tereny słysząc następnie o tym, że w okresie amnestii część z nich ujawniła się. 
(k. 831; 832)
- List pisany do mnie w sprawach zupełnie prywatnych przez Błaszkowiczową, imienia nie znam, zam. w Leżajsku. Jak sobie przypominam w/w chciała się ze mną zobaczyć ażebym ja interweniował u jej syna Jana, który należał do NOW pod ps. Dąb, ażeby zaprzestał chodzenia z kolegami i picia, a wziął się do nauki i myślał o przyszłości. W/w został przeze mnie zwolniony z organizacji.
(k. 851)
- List pisany w dn. 21.05.1946 z Lęborka zatytułowany Kochana Mamusiu i Ciociu przez nieznanego człowieka, który jak z treści wynika nie jest związany z organizacją (autor Błaszkowicz Jan).
(k.887)
- Prośba pisana w dn. 5.10.1946 r. przez członków organizacji NOW ps. "Orkan" i "Łapa" do mnie w sprawie pożyczenia im pewnej kwoty pieniężnej na wyjazd na tereny zachodnie, z powodu spalenia na tutejszym terenie, względnie wpłynięcia z mojej strony na Dyrektora Gimnazjum w Leżajsku w sprawie wydania im dyplomu dużej matury. Prośba ta została przeze mnie załatwiona negatywnie, ponieważ nie posiadałem w tym czasie gotówki, ani nie miałem wpływu u Dyrektora Gimnazjum.
(k. 947)
- Wykaz broni, którą organizacja skonfiskowała u ludzi, którzy nie należeli do organizacji tj. 2 Steny, 1 karabin, 1 Colt, 3 FN, 1 P 38, 1 Pepesza, 1 Nagan. Broń tę Stąpor Roman ps. Wrzos miał do swojej dyspozycji i 18.10.1945 r.  poleciłem mu tę broń złożyć do schronu u Skóry Jana. 
- Kwity wypisane przez "Narcyza" w związku z wydaniem przez niego członkom organizacji NOW broni i amunicji z magazynu Komendy Obwodu. "Grom" nazwisko Dec Tadeusz z Leżajska pobrał 10 naboi 9 mm. "Tomek" nazwisko Białkowski Stanisław pobrał 80 szt. naboi od Stenia i dwa magazynki.
(k. 466)
- Prywatny list pisany przez "Groma" tj. Deca Tadeusza z Leżajska z daty 2.01.1945 r. , w którym prosi mnie o udzielenie mu wskazówek, w jaki sposób ma postąpić, gdyż był zatrzymany przez Wojenną Komendę w Leżajsku, że nie chciał iść do Wojska Polskiego. Ja mu na to odpowiedziałem niech robi co uważa. W/w zgłosił się później do Wojska Polskiego, gdzie służy do dzisiaj.
(k. 2322)
- Pismo z 28.08.1946 r. członka organizacji NOW placówki Leżajsk na zakup książek szkolnych, gdyż w tym czasie uczęszczał do Liceum w Leżajsku. Autor to "Korniakt" nazwiska nie znam, "Narcyz" doręczył mu zapomogę w sumie 500 zł.
(k. 907)
W tym opracowani nie były w moim zainteresowaniu losy już absolwentów leżajskiego liceum byłych członków żandarmerii wojskowej NOW. W różnych publikacjach można spotkać mniej lub bardziej szczegółowe opisy ich życiowych losów. Często unikali ujawniania życiowych zdarzeń. Żyjący świadkowie tamtych lat pamiętają, że każdy kto choć troszeczkę popsuł krwi nowej władzy ujawniał się, był amnestiowany, karany sądownie, podpisywał lojalkę lub był współpracownikiem.
Czy można wspominać działalność opozycjonistów leżajskiej młodzieży licealnej w latach 1945/46 równocześnie zapomnieć o ich kolegach z roku 1918.
Były to też ciekawe zdarzenia, które z publikacji T. Spissa "Ze wspomnień c.k. urzędnika..." pozwalam sobie udostępnić.
Z 17 na 18 lutego 1918 w nocy nieznany sprawca skradł portret austriackiego cesarza Karola I z poczekalni II klasy na stacji kolejowej w Leżajsku, którego to portretu ramy połamano, szkło potłuczono, zaś portret przebił przez szyję i takowy na sznurku w Rynku w Leżajsku zawiesili na drzewie akacjowym, na którego swego czasu powieszono przez wojska austriackie w 1914 roku tut. mieszkańca Horodyńskiego (winno być Horodysa).
O powyższy czyn są silnie podejrzani uczniowie tut. gimnazjum realnego z VI klasy Kowalik z Królestwa Polskiego i Zygmunt Kijas z Leżajska oraz ich towarzysze, gdyż tej samej nocy, której został popełniony powyższy czyn, spotkał tychże na ulicach w Leżajsku patrolujący wachmistrz Teodor Pytlar, jak ci na okna i domy żydowskie rzucali kamieniami i na tym czynie wachmistrz Zygmunta Kijasa przyłapał i doniesienie do c.k. Sądu Powiatowego w Leżajsku do 1 cz. 618 przez tut. posterunek wpłynęło.
Dnia 8.03.1918 podczas dochodzeń zeznał wachmistrzowi Władysław Kwieciński z Wierzawic, że 18 lutego 1918 r. około godz. pół do szóstej rano szedszy do kościoła spostrzegł wiszący portret Cesarza na wspomnianym drzewie, zawołał tut. policjanta Michała Federkiewicza, a gdy Federkiewicz oglądnął, Władysław Kwieciński portret z drzewa zdjął i ze sobą zabrał. Gdzie i komu oddał Władysław Kwieciński zdjęty z drzewa portret tego wachmistrzowi zapodać nie chciał i zaprzeczył, jakoby on ten portret z drzewa zdejmował. Naczelnik stacji kolejowej w Leżajsku Bieniek podczas dochodzenia 8.03.1918 roku podał wachmistrzowi, że rzeczywiście z poczekalni kolejowej II klasy w Leżajsku portret Cesarza Karola I przez nieznanych sprawców został skradziony, zaś ramy tegoż dnia połamane w rowie gościńca obok stacji widział.
       W gimnazjum prywatnym w Leżajsku jest od dłuższego czasu uprawiana propaganda narodowa. Gimnazjum to wydaje się być po prostu kuźnią narodowych polskich wybryków. Propaganda ta według wszelkiego prawdopodobieństwa wychodzi od profesorów i jest przez nich jak najusilniej podsycana.
Powtarzają się wypadki, że przetrzymywani przez żandarmerię legioniści, dezerterzy są przez uczniów gimnazjum uwalniani, albo uwodzeni do ucieczki. Pogromy Żydów aczkolwiek mniejszego stopnia już są teraz urządzane, tak, że należy się obawiać, że istnieje tam organizacja, która zdąża do celów powstańczych.
Zachowanie się uczniów gimnazjalnych jest coraz więcej bezczelne i ofensywne, stan, który daje podstawę do wielu myśli.
Wypadek powyższy zdaje się być skombinowany przez tutejszych Żydków, a to z następujących względów. Po usunięciu dwóch uczniów żydowskich Lejby Reichenthala i Mozesa Ratha z tutejszego gimnazjum przyjął tych uczniów na lekcję profesor Peszko za wynagrodzeniem, czemu byli przeciwni inni uczniowie, a w szczególności Antoni Kowalik, Jerzy Zawilski i Zygmunt Kijas odgrażając P...., że jeżeli nie ustanie dawać lekcji tym uczniom to będzie miał w domu wszystkie okna powybijane. Dalej w miesiącu marcu 1918 profesor Emil Niebrój nieznanemu uczniowi ukraińskiemu odebrał narodową odznakę ukraińską, a na to Dyrekcja Gimnazjum wydała polecenie, że nie wolno uczniom nosić żadnych odznak narodowych, tak polskich jak i ruskich itp. Na mocy tego polecenia w marcu 1918 odebrał profesor P ... odznakę narodową polską uczennicy Janinie Michno z czego miał nieprzyjemności ze strony innych profesorów i uczniów przez rozmaite gadania i narzekania. 
   Dwa znane mi są wypadki ekscesów przeciw Żydom z okazji obchodu żałobnego za duszę Mariana Czerkasa o czem donosiłem sprawozdaniem z 17/2 L.B.880, który polegał na tem, że spośród młodzieży gimnazjalnej wracającej z kościoła posypały się kamienie i wybito kilka szyb w mieszkaniu Żydówki.
Z pośród dezerterów utworzono milicję. Komendantem tej milicji ustanowiono Wawrzyńca Płazę, który niebawem zasłynął nie tylko w okolicy, ale w całym kraju, jako największy bandyta.
Pan Wodziński zwracał mi uwagę na osobę Płazy. Nie mieliśmy na razie innego wyjścia. Zatwierdziłem tę organizację. Odmowa zatwierdzenia byłaby pchnęła tych ludzi w objęcia bandytyzmu.

Systematyczne uczęszczanie na prywatne płatne lekcje u nauczycieli Gduli Stanisława, Klimka Władysława, Leśniakowskiego Władysława i Kunza Henryka w czasie okupacji niemieckiej (tajne nauczanie) od jesieni 1941, 1941/42 - 1 gimn., 1942/43 - 2 gimn., 1943/44 - 3 gimn. umożliwiło mi rozpoczęcie we wrześniu 1944 nauki w normalnej IV klasie gimnazjalnej. Dopiero po dwóch latach nauki w miniklasachw  roku szkolnym 1946/47 zostałem uczniem normalnej 36-osobowej przedmaturalnej II licealnej z opiekunem Władysławem Klimkiem. Tak liczna klasa powstała po dołączeniu do nas koleżanek i kolegów z klas przyśpieszonych, którzy w 1944 rozpoczęli edukację od 2 klasy gimnazjalnej. Od półrocza powstała przyśpieszona II klasa licealna B, z którą praktycznie nie nawiązaliśmy żadnych kontaktów. 
Pomimo, że wśród nas było dwóch byłych partyzantów Józef Grudziński i Mieczysław Ostrowski ze znanego Oddziału partyzanckiego NOW Franciszka Przysiężniak "Ojca Jana" oraz dwoje byłych członków AK w istniejącej lokalnej sytuacji politycznej byliśmy całkowicie wyciszeni nie należąc do żadnej organizacji. Wyjątek stanowiła Sodalicja Mariańska powstała na życzenie katechety ks. Jana Dudziaka. Nie znaczy to, że indywidualnie nie byliśmy zainteresowani  bieżącymi poza szkolnymi sprawami. 
W pierwszych dniach stycznia 1947 w dyskretnych dyskusjach przeżywaliśmy tragiczną śmierć Józefa Zadzierskiego "Wołyniaka".
   Nie będę wspominał o różnych klasowych psikusach, ale jeden wart jest przypomnienia.
Kilka tygodni przed egzaminem dojrzałości prof. Klimek poinformował klasowego kolegę Zenona Zawilskiego, że warunkiem dopuszczenia go do matury jest dodatkowe przepytanie ze znajomości przyswojonego materiału z języka łacińskiego. W wyznaczonym na przepytanie dniu prof. Klimek zastał ucznia Zenona Zawilskiego z obwiązaną szalem głową z powodu dokuczliwego bólu zębów. Współczując choremu zaproponował przepytanie przełożyć na inny termin. Zapewnienie chorego, że po zażyciu leków chwilowo czuje się na tyle dobrze, że może poddać się sprawdzianowi, nam jego klasowym kolegom pozwoliło na przeżycie niecodziennego zdarzenia. Szalem owinięta głowa dodatkowo paskiem od sukienki koleżanki Heli Kmieć Halewskiej ukrywał przy uchu Zenka słuchawkę, która przewodem pod marynarką, nogawką spodni i pod ławkami połączona była z mikrofonem w oddalonym kącie klasy, w którym siedzieli biegli w łacinie. Urządzenie, którego wykonawcą był Staszek Chłodnicki działało na tyle sprawnie, że z pewnymi kłopotami sprawdzian z łaciny wypadł pomyślnie.

Trzy tygodnie przed maturą dostarczyła nam dodatkowego stresu pozyskana informacja, że w Komisji Egzaminacyjnej uczestniczyć będzie czynnik społeczny o rzekomo decydującym głosie wydawanych ocen. W Komisji uczestniczył leżajski murarz, przedwojenny 'pepesiak' Jan Płaza. W czasie egzaminu okazało się, że z politycznym naciskiem na Komisję nie miał nic wspólnego. Często wychodził do zebranych przed budynkiem abiturientów pocieszając ich słowami - będzie dobrze, będzie dobrze. W końcu całkiem dobrze nie było. Egzaminu nie zdały trzy koleżanki nie za sprawą pana Jan, za sprawą Komisji. W sprawiedliwej ocenie tego faktu należy zdecydowanie stwierdzić, że jednej z koleżanek wyrządzono niczym nie uzasadnioną krzywdę. Byli od niej zdecydowanie słabsi i zostali absolwentami.


cdn

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz